No tak więc należę teraz do sfory. Jak zwykle lubię leniuchować więc nie śpiesznie wygrzebałam się z jaskini. Pora wyciąć komuś kawał, ale najpierw małe co nieco. Wybrałam się na polanę by coś upolować. Zając akurat przebiegał niczego nie świadomy. Był całkiem smaczny.
Po małym namyśle wymyśliłam już niezły plan. Upoluję jeszcze jednego, gdy zjawi się ofiara dowcipu. Wejdzie na środek i jej oczom ukarze się zając leżący na pieńku. Kiedy tylko podejdzie zostanie obrzucona jagodami. Dla jej nieszczęścia są cuchnące jak skunks. Zapach trzyma się dopóki nie wytarza się w Szarotkach niestety rosną one na szczycie tej góry z za której wypływa zorza polarna nocą. Udałam się w las na poszukiwanie jagód. Po około pół godzinie miał wystarczająco dużo. Zaczaiłam się w pobliskich krzakach. Nadstawiłam uszu, bo doszły mnie szmery. Jakiś pies ostrożnie stąpał na drugim skraju polanki. - To musi być Jo - szepnęłam. Nie myliłam się suczka zauważyła zwierze. Chyba była głodna bo po chwili namysłu ruszyła w stronę jedzenia. Zatrzymała się tuż przy nim. - No dalej zjedz go - myślałam. Chyba zrezygnuje, ale ku mojemu zdziwieniu zaczęła jeść. Biedna Jo jak mogła się na to złapać. Nagle mechanizm się uruchomił i psa pokryła chmura śmierdzącego gazu z jagód. Zaczęłam chichotać w ukryciu.
- Rue! Ja cię dopadnę!- krzyczała wściekła.
Wyszłam z ukrycia. Stanęłam na przeciwko niej.
- Świetny numer nie!
Jo? Podoba się kawał?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz